Majówka 11. Warszawskiej w Warce
1 dzień (w rzeczywistości tylko ½ piątku)
Spotkaliśmy się całą drużyną na dworcu Wschodnim o godz. 16.40 w piątek (6 maja), stawiły się następujące zastępy: Ryś 6 osób, Świstak 6 osób, Kruk 2 osoby (po pewnym czasie dołączył jeszcze jeden chłopak z Kruka) oraz zastęp Sokół 4 osoby. Wielu chłopaków jechało po raz pierwszy na wyjazd harcerski. Wszyscy byli pełni ducha harcerskiego.
Pociąg nasz odjeżdżał 15 minut po zbiórce. Podróż minęła szybko. Do Warki przybyliśmy wraz z Puszczą Warszawską. Po pewnym czasie doszliśmy do gospodarstwa, w którym się wychował drużynowy Puszczy. Od celu wyprawy dzieliła nas już nieduża odległość . Wreszcie przybyliśmy do sosnowego lasku nad Pilicą, rozbiliśmy namioty, zjedliśmy kolację i po krótkim ognisku legliśmy na karimatach w naszych gawrach.
2 dzień (sobota)
Wstaliśmy dość późno (ok. 8 rano) i pospieszyliśmy na poranny apel, po którym zaczęliśmy pionierkę. Każdy zastęp miał wykonać stół, krzesło i młotki. Mój zastęp wykonał stół i młotki, chłopakom się ta praca bardzo podobała. Pionierka przeciągnęła się na cały dzień, przerwaliśmy ją tylko na obiad i mszę świętą. Pod wieczór poszliśmy na ognisko do szefów, ponieważ mieli zadaszenie (z plandeki), które dość dobrze chroni przed deszczem, który tego dnia popadywał. Ognisko mieliśmy razem z Puszczą. Każdy zastęp miał przedstawić jedną cześć opowieści z Narni. Mój zastęp przedstawiał 3. część. Zastęp Kruk prowadził ognisko; pokazał dwie bardzo fajne gry, które się spodobały wszystkim. W ostatniej scence Kraal pokazał nową, bardzo ciekawą technikę ekspresji. Ognisko zakończyliśmy modlitwą i zmęczeni poszliśmy spać. Obie noce były bardzo chłodne. Drugiej nocy cały czas lało.
3 dzień (3/4 niedzieli)
Zaczęliśmy ten dzień apelem przy postawionym w sobotę maszcie, na który wciągnięto 3 flagi. Po apelu Ryś jeszcze dokańczał pionierkę. Do około godz. 13 uczyliśmy się Morse’a, rysowaliśmy szkic marszruty oraz mieliśmy grać w manzo. Około 14 zaczęliśmy się pakować, składać namioty i rozbierać nasze konstrukcje. Po pewnym czasie ruszyliśmy z naszymi bagażami do gospodarstwa rodziców drużynowego „Puszczy”. Odprawił tam mszę świętą znajomy ksiądz jednego zastępu z „Puszczy”. Po mszy podwieźli nas samochodami do stacji, skąd wróciliśmy do Warszawy. Biwak, choć krótki, wszystkim się bardzo podobał, wiele osób przeżyło pierwszą pionierkę i pierwszy wyjazd pod namiotami. Było świetnie!!!