15 lip 2010

Obóz 2010: Blisko półmetka!

Poniedziałek 12 lipca, kolejny dzień pionierki. Chłopaki przywiązują ostatnie żerdki platform, zaczynają budować paleniska i stoły. Gniazda zastępów prezenują się imponująco! Bujana platforma Świstaka niestety nie przeżyła próby wytrzymałości i złamała się. Zastęp musiał ją przerobić na zwykłą platformę kilkanaście centymetrów nad ziemią. Za to reszta pionierki robi wrażenie - duży, solidnie wyżerdkowany stół, mnóstwo półek, lodówka i porządne palenisko.

Platforma Rysia też prezentuje się okazale. Wysoka, z dużym namiotem rozbitym na szczycie - dobra robota! Podobnie porządna, solidna pionierka Lisa. Platforma Borsuka, najmniejszego zastępu, jest jedną z największych na obozie, za to chłopaki z Bobra wypletli pod platformą dwie bujane prycze.

Po południu zostaje otwarta latryna - ku wielkiej uldze całego obozu! Jej wykopanie kosztowało kadrę sporo trudu - kopanie w górskiej, skalistej ziemi nie należy do łatwych zadań. Po południu jeszcze Msza Święta w przepięknym XIII-wiecznym romańskim kościółku, który wkróŧce będziemy odwiedzać codziennie.

Wtorek - ostatni dzień pionierki. Przed południem dalszy ciąg budowania gniazd, a po południu rozpoczyna się konkurs kulinarny. Chłopcy mają niewiele czasu na przygotowanie swoich potraw, ale mimo utrudnień po mistrzowsku wywiązują się z zadania. Zastępy cofają nas w czasie do Powstania Warszawskiego. U Lisa kadra może zasmakować przepysznego domowego obiadu ugotowanego dla powstańców przez sympatyczną babcię. Wspaniałe, dobrze usmażone i doprawione mięso pieści nasze podniebienia. Świstak zadziwia wszystkich zdolnościami kucharskimi. Wśród licznych dań jakimi nas częstują znajdują się... własnej roboty pierogi! U Rysia czestują nas orzeźwiającą lemoniadą i doskonale przyprawionymi kotletami. Borsuk natomiast wita nas dość nietypowym daniem - powstańczą zupą "kartoflanką" gotowaną z ziemniaków i świeżej mięty. U Bobra zastaje nas równie osobliwa "zupa chlebowa".

W środę zapada decyzja, że pionierka będzie przedłużona o jeden dzień, żeby zastępy mogły dokończyć rozpoczętą robotę. Poza tym pozostał jeszcze do postawienia maszt na placu apelowym.

Drobne, żmudne roboty pochłaniają większość dnia. O 16:00 ocena pionierki, po czym cała drużyna idzie wykąpać się nad rzekę. Choć myjemy się codziennie, tym razem chłopcy mają więcej czasu na kąpiel i mogą chwilę popływać w leniwym rzecznym nurcie.

Staje 10-metrowy maszt - już jutro bedą na nim dumnie powiewały cztery flagi: flaga FSE, flaga maryjna, polska Flaga Narodowa oraz flaga Francji, jako że gościmy w tym kraju.

Czwartkowy dzień rozpoczynamy pierwszym prawdziwym apelem. W połowie ceremonii rozlega się okrzyk drużynowego "UWAGA! NIEMCY ATAKUJĄ! KRYĆ SIĘ!" Na plac apelowy wdziera się samochód, z którego wyskakuje dwóch uzbrojonych hitlerowców! Na środku placu ląduje kilka granatów dymnych, a chłopcy uciekają w zarośla. Po chwili samochód z drużynowym-generałem odjeżdża i dla wszystkich staje się pewne: Wielka Gra rozpoczęta!

W kilkanaście minut zastępy są gotowe do wyjścia. Każdy z powstańczych oddziałów otrzymuje instrukcje i wyrusza na misję. Cel: wyzwolić dowódcę, Generała Jarzębia!

Przez cały dzień każdy oddział ma do wykonania konkretne zadania. Pierwszy etap misji: odebranie alianckich zrzutów z żywnością i amunicją. Chwila odpoczynku i kolejne zadania czekają na wykonanie. Przeprawić się przez rzekę pod niemieckim ostrzałem. Przejąć broń ukrytą przez SS w ruinach mostu. Pokonać niemieckiego strażnika w walce na chusty. To tylko niektóre z misji, które mają do wykonania powstańcy.

Po uwolnieniu generała Jarzębia żołnierzy czeka finałowa akcja - szturm na budynek PAST-y. Pod ostrzałem niemieckich moździerzy chłopaki zrywają hitlerowcom opaski SS i przejmują ich broń. Akcja zakończona sukcesem!

Chłopaki wracają do obozu wymęczeni, ale zachwyceni. Chłopcy zasypiają momentalnie - nic dziwnego, w końcu mają za sobą cały dzień biegania po okolicy.


Z harcerskim CZUWAJ!
Tomek Wiszniewski EV