19 lip 2010

Obóz 2010: Impeesa - potężna dawka adrenaliny!



W piątek już od rana widać poruszenie wśród chłopaków. Jedziemy na Impeesę! Impeesa - to wielka gra, w której ma uczestniczyć prawie 3000 francuskich skautów i 900 harcerek. Francuzi przygotowywali się do niej cały rok, a i my jesteśmy tam zaproszeni.

Już przy wjeździe na parking ogromne wrażenie robi gigantyczna flaga FSE zawieszona na jednej z gór. Cały czas tam i z powrotem przewija się całe mnóstwo skautów. Skala imprezy robi wrażenie.

Dostajemy książeczki z informacjami o Impeesie i specjalne naszywki na mundur, po czym wyruszamy w stronę naszego biwaku. Mamy do przejścia około kilometra - normalnie to niewiele, ale kiedy jesteśmy obładowani sprzętem, droga wydłuża się niemiłosiernie.

Pierwszy dzień Impeesy jest przeznaczony głównie na rozbicie biwaku i prowizoryczną pionierkę. O godzinie 18 przychodzimy na wspólny apel. Dopiero teraz widać, jakie mnóstwo harcerzy przyjechało na Impeesę! Powietrze aż drży od potężnych okrzyków drużyn i radosnych piosenek. Na maszcie zostają zawieszone cztery flagi - wśród nich dumnie powiewa flaga Polski, uroczyście wniesiona i wciągnięta przez naszych zastępowych. Nie tylko gigantyczne ilości skautów czynią ten apel wyjątkowym. W połowie ceremonii na środku placu apelowego ląduje.. paralotnia! Pilot wiezie ze sobą naczelnika francuskich skautów, który oficjalnie ogłosi za chwilę początek Impeesy.

Kolejna niespodzianka - spotykamy na Impeesie francuskiego zakonnika, który dość dobrze mówi po polsku! Mówi, że nauczył się języka od dwóch Polaków, kiedy mieszkał na Malcie. Specjalnie dla nas odprawia mszę świętą po polsku. Nawet kazanie rozpoczyna w naszym języku!

Sobota - kolejny dzień imprezy, początek Wielkiej Gry! Dziś zastępy mają do wykonania ponad 20 zadań rozstrzelonych w różnych miejscach na ogromnym terenie Impeesy. Wśród nich zapasy, wyścigi, nadawanie alfabetem Morse'a, quizy i inne ciekawe gry. Chłopcy są bardzo zadowoleni. Na wieczór zaplanowano z kolei ogromne ognisko ze scenkami. Choć nie pali się ogień, doskonale przygotowane, zabawne scenki i wspaniała sceneria wśród przepięknie oświetlonych, skalistych gór robią wrażenie! Jedyny problem - chłopcy nie rozumieją, co się dzieje na scenie. Na szczęście z pomocą przychodzi druh Grzesiek, który francuskim włada tak biegle, jak polskim.

Niedziela rozpoczyna się od wspaniałej niespodzianki - na Impeesę nagle przyjeżdża ksiądz Emil, nasz duszpasterz! Niecały tydzień temu żegnaliśmy się z nim, bo odjeżdżał do Polski. Teraz zmienił swoje plany i zrezygnował z prowadzenia konferencji na rekolekcjach specjalnie po to, by resztę obozu spędzić z nami! Niedzielny poranek rozpoczynamy więc od uroczystej mszy świętej - nareszcie w całości w języku polskim! Później czeka nas najmocniejszy punkt całego planu - Wielka Bitwa. Kiedy dochodzimy na plac bitwy, jest tam już mnóstwo skautów. Wszyscy ustawiają się dokoła placu boju, z chustami za pasem i opaskami na ramieniu - oznaczają one przynależność do biwaku. Sygnał rozpoczęcia gry! Natychmiast na plac wybiegają potężne armie harcerzy. Wszędzie słychać ogromny wrzask. Wszyscy są niesamowicie podekscytowani.

W wielkiej wrzawie rozpoczyna się bitwa na chusty ogromnej skali. Walka na śmierć i życie! Drużyny dzielą się na atakujące i broniące. Napastnicy mają za zadanie przenieść balon z wodą za linię obrony. To niełatwe zadanie, bo trudno przebić się przez barierę defensywy. Kiedy chłopak traci chustę zatkniętą za paskiem, musi iść na kilka minut do "więzienia".

Nasze zastępy idą jak burza! Po mistrzowsku udaje im się przerzucić balony z wodą. Później, kiedy grają jako obrońcy, chłopaki są nie do przejścia. "You Polish people are very good at it" - mówi z podziwem jeden z Francuzów łamaną angielszczyzną.

Niestety - wszystko, co dobre, szybko się kończy. Po 15 minutach walki nadchodzi czas na zmianę zawodników i nasza drużyna musi razem ze wszystkimi zejść z pola bitwy.

Po bitwie chwila odpoczynku, obiad i kolejna dawka adrenaliny - olimpiada z Francuzami. Przypadła nam w udziale organizacja jednej z konkurencji - strzału z łuku. Poza tym chłopaki muszą zmierzyć się z innymi zastępami w przeciąganiu liny i "jednoręcznych zapasach". Po dniu pełnym wrażeń wracamy szczęśliwi do obozowiska.

W poniedziałek już od rana przygotowujemy się do powrotu z Impeesy. O 9:30 nasze bagaże są już zniesione do autokaru, a my udajemy się na wspólną mszę dla wszystkich uczestników Impeesy i uczestniczek Un pour tous - równoległej imprezy dla harcerek. Jest nas całe mnóstwo! Później uroczysty apel na zakończenie i polowy obiad-piknik na placu apelowym. Po obiedzie marsz do autokaru. Wszyscy żałują, że Impeesa tak szybko się skończyła. Te cztery dni minęły błyskawicznie!

Wszyscy jesteśmy mile zaskoczeni, jak ciepło przyjęli nas tu Francuzi. Często oferowali swoją pomoc, wielu chciało uczyć się polskiego. Niektórzy podchodzili, mówiąc po polsku: "Jestem Polakiem, moja mama urodziła się w Polsce." Zrobiliśmy tu furorę, zarówno wśród harcerzy jak i wśród harcerek!

Zdjęcia z obozu na bieżąco wrzucamy na stronę http://picasaweb.google.com/jakubstarszy/



Czuwaj!
Tomek Wiszniewski EV